Anna długo siedziała nieruchomo po tym, jak Marek zatrzasnął za sobą furtkę. W domu panowała cisza, ale nie była to cisza uspokajająca, tylko ciężka i duszna. Jej spojrzenie padło na stół — pełen brudnych szklanek, pustych talerzy i porzuconych resztek. Całość pachniała alkoholem, pogardą i zdradą.

Powoli usiadła na krześle. Ręce jej drżały. „Ile jeszcze? Ile jeszcze mam to znosić?” — pytała sama siebie. Od lat miała nadzieję, że Marek się zmieni, że to tylko przejściowe, że dawny uśmiech i czułość powrócą. Ale dzisiejszy wieczór rozwiał wszelkie złudzenia.

Tamtej nocy nie zmrużyła oka. Sprzątała po nich, zmywała szklanki, wycierała stół. Każdy ruch był jak oczyszczający rytuał, choć oczy zalewały jej łzy. Kiedy rano pierwsze światło wdarło się przez okna, Anna czuła, że nie jest już tą samą kobietą.


Rozmowa z matką Marka

Kilka dni później zadzwonił telefon. Na ekranie zobaczyła imię teściowej.

— Musimy porozmawiać, — zabrzmiał ostry głos kobiety.

Spotkały się w mieszkaniu rodziców Marka. Teściowa patrzyła na Annę surowym, oceniającym wzrokiem.

— Jak mogłaś wyrzucić mojego syna? To twój mąż! Cokolwiek by nie zrobił, tak się nie postępuje!

Anna poczuła, że krew uderza jej do twarzy.

— Z całym szacunkiem, ale syn nie zachowywał się jak mąż. Nie wspierał mnie, nie szanował, a zamiast tego sprowadzał obce kobiety do mojego domu.

— Mężczyźni tacy są, — machnęła ręką teściowa. — Trzeba mieć więcej cierpliwości.

Anna zrozumiała, że nie ma na co liczyć. Zostaje sama, ale ta samotność nagle wydała się lżejsza niż codzienne upokorzenia.


Decyzja

W kolejnych tygodniach Anna podjęła decyzję: musi zacząć od nowa. Zabrała się za dom, jakby chciała zetrzeć każdy ślad po Marku. Przemalowała płot, zmieniła firanki, poprzestawiała meble.

Każda zmiana zewnętrzna była też zmianą wewnętrzną. Zaczęła dzień od kawy na tarasie, oddychała pełną piersią, cieszyła się ciszą.

Sąsiadki, przyzwyczajone do zmęczonej i przygaszonej Anny, szeptały: „Jakby odmłodniała, naprawdę rozkwitła”.


Powrót Marka

Ale spokój nie trwał długo. Po miesiącu, pewnego wieczoru, Marek stanął przy furtce. Zarośnięty, wymięty, z oczami przekrwionymi od alkoholu.

— Anna… pozwól mi wejść. Pomyliłem się.

Patrzyła na niego długo, nie otwierając. W sercu walczyły wspomnienia dawnych lat i obraz dzisiejszej ruiny.

— Miałeś tyle okazji, Marek. Miałeś lata, by pokazać, że ci zależy. Już za późno.

— Proszę, Anna… ja nie mam nikogo.

— Ja mam siebie. I to mi wystarczy.

Zatrzasnęła furtkę. Echo tego gestu brzmiało w niej jak zwycięstwo.


Nowy początek

Anna zaczęła żyć inaczej. Odkopała swoje dawne pasje — malowała, zajęła się ogrodem. Kiedyś, zmęczona, nie miała na to siły. Teraz każda chwila była jej własna.

W pracy też ją zauważono. Adrian, młodszy kolega, zapytał kiedyś:

— Anno, skąd masz tyle energii?

Uśmiechnęła się.

— Kiedy zrzucisz z siebie ciężar, życie staje się lżejsze.

Nie była zakochana, ale po raz pierwszy od dawna myśl o przyszłości nie napawała jej lękiem.


Ostatnie spotkanie

Pewnej niedzieli zobaczyła Marka na ławce w parku. Z butelką w ręce, pusty w oczach. Przez moment poczuła ukłucie w sercu.

Podeszła i powiedziała cicho:

— Marek, życzę ci, żebyś zrozumiał, że miłość to nie branie, tylko dawanie.

Nie odpowiedział. Spojrzenie miał nieobecne.

Anna odeszła pewnym krokiem. Wiedziała, że ich drogi rozeszły się na zawsze.


Epilog

Wieczorem, kiedy słońce zachodziło nad jej ogrodem, Anna siedziała na tarasie. Dom był tylko jej. Pierwszy raz od lat czuła, że to prawdziwy dom — bez krzyków, bez łez, bez lęku.

Zamknęła oczy i wyszeptała:

— Lepiej być samą i wolną, niż z kimś, kto nie zna szacunku.

I z tym przekonaniem weszła w nowy rozdział swojego życia.

By admin

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *