Straciłam męża siedem lat temu i mam teraz czterdzieści dwa lata. Mój syn i córka założyli już własne rodziny i wyprowadzili się. Po ich odejściu życie straciło kolory. Nie byłam przyzwyczajona do samotności, nic nie sprawiało mi radości. Kiedy więc moja przyjaciółka zaproponowała mi intratną pracę we Włoszech, zgodziłam się. Postanowiłam, że to moja szansa na spełnienie wieloletniego marzenia i kupno domu nad morzem. Marzyłam o tym, odkąd byłam małą dziewczynką. Ten pomysł po prostu mnie zapalił, tchnął we mnie życie. Praca polegała na opiece nad 57-letnim Robertem, który był dość zamożnym człowiekiem.
Dwa lata temu zdiagnozowano u niego bardzo niebezpieczną chorobę. Musiał przejść kilka skomplikowanych operacji, a teraz potrzebuje rehabilitacji, aby stanąć na nogi. Ma troje dorosłych dzieci. Przyjęli mnie bardzo przyjaźnie i umieścili na najwyższym piętrze. Robert i ja dobrze się dogadywaliśmy, dosłownie i nie dosłownie. Bardzo dobrze mówię po angielsku. Na początku był naprawdę bardzo słaby, ale dzięki mojej troskliwej opiece z dnia na dzień jego stan się poprawiał. Staliśmy się sobie bliżsi.
Czuł się tak dobrze, że nawet jako mężczyzna był w stanie się wybić i zrobił ze mnie dziecko. Było to dla mnie nieprzyjemne odkrycie. Przede wszystkim pomyślałam o pozbyciu się tego dziecka. Wkrótce będę miała wnuki, to nie jest odpowiedni czas, aby ponownie zostać matką. Jak zareagowałyby na to moje dzieci? Poza tym bałam się odrzucenia ze strony dzieci Roberta. Co, jeśli uznają, że celowo zaszłam w ciążę, by zgarnąć część spadku? To wcale nie jest prawda. Jednak Robert był bardzo szczęśliwy, gdy dowiedział się o mojej ciąży. Zaproponował, że się ze mną ożeni i obiecał mi wygodne życie. Nie wiem, co robić.