Siedem lat temu wszyscy najbliżsi mi ludzie odwrócili się ode mnie. Byłam wtedy w ciąży. To było moje pierwsze dziecko. Ale nie pierwszy wnuk, więc teściowa powiedziała mi bez ogródek: “Mam już troje wnucząt, nie potrzebuję czwartego”. Nie byłam zadowolona, ale opinia obcej mi kobiety nie była tak ważna jak opinia mojego męża. Usłyszałam wszystko, co miałam do powiedzenia. – “To twoje dziecko, chciała gryźć ludzi, to gryź ludzi. Ale ja nie jestem od tego, nie mam pieniędzy, żeby płacić za twoje pieluchy, porodówkę i witaminy”.
Mam plany na normalne, bezpieczne życie, nie chcę mieć długów. Więc go zostawiłam. Nie zerwaliśmy wtedy, nie myślałam o tym. Mama też mnie wtedy nie akceptowała, nie chciała mnie z brzuchem: – “A jak sąsiedzi zobaczą? Co za wstyd! Powiedzą, że mąż mnie zostawił. Nie jesteś tu obrzydliwa, idź do daczy i tam mieszkaj”. Więc wyjechałam i ledwo żyłam z zasiłku. Potem urodziłam, musiałam pracować, karmić i ubierać syna. W rezultacie mój stary przyjaciel pomógł mi znaleźć pracę i sprzątałam dom starszego mężczyzny. Kiedy dowiedział się, że mam dziecko, powiedział, żebym zabrała je ze sobą.
Kiedy sprzątałem jego dom, ku zaskoczeniu wszystkich krewnych, mój dziadek bawił się z moim synem. W wieku trzech lat mój syn myślał, że jest swoim własnym dziadkiem. W wieku 6 lat dziadek zmarł. Uczynił mojego syna spadkobiercą i zostawił mu jedno ze swoich mieszkań. Przeprowadziliśmy się z daczy do dużego, przestronnego mieszkania. Potem mój syn skończył 7 lat, a nasi byli krewni, reprezentowani przez mojego męża i teściową, postanowili po raz pierwszy przyjść na przyjęcie urodzinowe mojego syna. Dziecko zapytało wtedy: “Dlaczego nie było ich wcześniej? Nie wiem, jak zamierzają wytłumaczyć swoją nieobecność. Po co ci taki ojciec i babcia, którzy nie chcieli, żebyś się urodził? A mój mąż twierdzi, że oficjalnie nie dał mi rozwodu.