Nie wiem, jak wiele musiałem przejść, aby otworzyć własny biznes, ale zdałem sobie sprawę z jednej rzeczy: nie można zajść daleko w biznesie, zwłaszcza jeśli nikogo się nie zna. Otworzyłem mały sklep w wiosce, który przynosił mi niewielki dochód, nawet jeśli sprzedaż była dobra, wciąż musiałem dawać jedzenie moim współmieszkańcom w zamian za pieniądze, a najczęściej te pieniądze nie były zwracane.
Co miesiąc płaciłem też podatki i dawałem pieniądze policji, żeby zostawiła mnie w spokoju. W ten sposób zdałem sobie sprawę, że istnieją chciwi i bezwstydni ludzie, którzy próbują czerpać zyski z dobra innych ludzi.
Co miesiąc przewodniczący rady gminy przychodził do mojego sklepu i mówił, że zbiera pieniądze na pomoc rodzinom wielodzietnym. Co miesiąc dawałem przyzwoitą sumę pieniędzy, ale wiedziałem, że coś jest nie tak i pieniądze nie trafiają do zamierzonych osób. Pewnego dnia (AN/K), kiedy szef przyszedł ponownie poprosić o pieniądze, zażądałem, aby pokazał mi listę rodzin wielodzietnych, które potrzebują pomocy.
Kiedy zobaczyłem nazwiska pijaków, byłem wściekły. Powiedziałem jasno, że nie dam im nic więcej, że jeśli ich dzieci potrzebują przyborów szkolnych, to mogę im je kupić i dać, ale nie dam im żadnych pieniędzy.
Postanowiłem pozwać tego szefa, który bezwstydnie wybiera wieśniaków i prosi o pieniądze, rzekomo na ich potrzeby. Wiem jednak, że wszystko to trafia do jego kieszeni, a stamtąd daje im tylko tyle pieniędzy, by kupić butelkę wódki.
Chcę położyć kres tej całej historii. Jeśli nie chcą żyć normalnie i nie doceniają ludzkiej pracy, powinni zostać ukarani. Wierzę, że uda mi się osiągnąć sprawiedliwość i mam nadzieję, że wielu mieszkańców wioski wesprze mnie w tej trudnej sprawie. W końcu staram się osiągnąć sprawiedliwość dla nas wszystkich.