Z dala od drapaczy chmur, domów z wielkiej płyty i spalin samochodowych, znajduje się piękna wioska zamieszkana przez kilkadziesiąt osób.
W wiosce nie ma elektryczności ani centrów handlowych, zamiast tego mają mały kościół, ale nie jest on potrzebny, ludzie mieszkają tu starzy, prawdopodobnie nadal wierzą w Peruna. Aż pewnego dnia pojawił się tam syn barona z miasta, przejechał swoim kabrioletem przez grządki w ogrodzie i powiedział, że ta ziemia należy do niego, więc powiedział mieszkańcom, żeby jutro tam nie przychodzili.
Mieszkańcy nie kłócili się z nim zbytnio, tylko spojrzeli na niego ponuro i odeszli. Jedna starsza kobieta, podobno uzdrowicielka, spojrzała na odjeżdżający samochód faceta, wzięła swoją laskę i wbiła ją w ziemię bez większego wysiłku, po czym odeszła.
Następnego dnia przyjechała ekipa budowlana wraz z tym samym rozpieszczonym chłopcem. Budowa się rozpoczęła, ale nie minął nawet dzień, gdy w nogę jednego z budowniczych wgryzł się jadowity wąż. Wkrótce mężczyzna zmarł, zanim zdołano zabrać go do szpitala.
Następnego dnia dwóch innych pracowników zmarło w wyniku porażenia prądem, a takie straty stawały się coraz częstsze każdego dnia.
A laska mojej babci wciąż leżała na ziemi. Nikt nie był w stanie wyciągnąć jej z ziemi, próbowano nawet przeciąć ją szlifierką, ale bez powodzenia! Pewnego dnia wściekły facet chwycił słomę, podciągnął ją z całej siły i udało mu się ją wyciągnąć. Ponownie, zanim zdążył pochwalić się swoim osiągnięciem, ziemia zaczęła drżeć pod nim, a następnie nastąpiła eksplozja.
Okazało się, że personel przez cały ten czas znajdował się w rurze gazowej, która eksplodowała, gdy tylko została usunięta. Po śmierci chłopca budowa domu została odwołana, a mieszkańcy, nie rozumiejąc skąd wziął się jadowity wąż i rura gazowa, wrócili na swoje dawne ziemie i tylko nieliczni domyślili się, że to wszystko sprawka owej wiedźmy.