Mam 60 lat. Mieszkam sam. Moja córka wyszła za mąż, gdy miała 20 lat. Czasami potrzebuję pomocy i zwracam się do córki lub zięcia. Nie jestem stara, ale nie jestem już młoda. Kiedy żył mój mąż, wszystko robił sam. Ale teraz już go nie ma, a ja przeżywam ciężkie chwile.
Chociaż mój zięć nie odmawia, nie jest zadowolony z sytuacji, zgadza się bez emocji. Ostatnim razem, gdy przyszedł do mojego domu, przywitał mnie z niezadowolonym uśmiechem i od razu zapytał, co powinienem zrobić. Poprosiłem go o zaniesienie ciężkich narzędzi do piwnicy. W końcu nie jest ciężki.
Jest trzydziestopięcioletnim zdrowym mężczyzną. Ale wydawało mi się, że zaraz wybuchnie jak bomba. Zarumienił się i powiedział nieszczęśliwy: “To dlatego mnie wezwałeś. Czy jechałem dwie godziny, żeby znieść narzędzia do piwnicy? Nie jestem twoim ładowaczem. Zanudzasz mnie swoimi rozkazami”.
Spojrzałem na niego z poczuciem winy i powiedziałem mu, że nie rozkazuję mu, ale pytam go, a jeśli to dla niego trudne, niech to zostawi. Wziął torbę z narzędziami i zszedł do piwnicy. Później poprosiłam go, żeby poszedł do marketu na zakupy. Poszliśmy, przyprowadził mnie z powrotem, położył ciężkie torby na ławce i już miał wychodzić.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem i poprosiłam, żeby zaniósł ciężkie torby do mieszkania. Ale on wsiadł do samochodu i odjechał, zostawiając mnie przy wejściu.
Nie spodziewałam się tego. Sama zaniosłam torby do mieszkania i przez tydzień leżałam w łóżku. Poskarżyłam się córce, że jej mąż mi to zrobił, a córka zapytała mnie, dla kogo kupuję tyle artykułów spożywczych. Miałam żal do zięcia i córki. Nigdy więcej nie poproszę ich o pomoc. W końcu chciałam przepisać mieszkanie na córkę, ale zmieniłam zdanie.