Maksym Tkachuk z Turyska wpadł w młyńskie kamienie losu zaraz po urodzeniu. Rodzice zostawili go jako niemowlę z babcią, potem rozwiedli się, założyli nowe rodziny i… zapomnieli o swoim pierworodnym. Od 10 lat wychowuje go kobieta, która nawet nie odważyła się przejąć opieki nad dzieckiem.
Kiedy byli bardzo mali, w domu pojawiło się kolejne dziecko: „Mam siostrę, Nelyę, która jest głucha i niema. Była w ciąży, urodziła dziewczynkę i porzuciła dziecko. Byłam tym zaniepokojona i powiedziałam o tym mężowi: „Gdzie dwoje rośnie razem, tam jest miejsce dla trzeciego”. Przydał się i zabraliśmy naszą siostrzenicę Julię, aby zamieszkała z nami.
Opiekowaliśmy się nią do siódmego miesiąca życia, ale moja siostra opamiętała się i zabrała córkę z powrotem. Teraz Julia ma własną rodzinę i dobrze sobie radzi. Ale kiedy Voga nas opuściła, naprawdę tęskniłam za trzecim dzieckiem. Myślałam o zabraniu dziecka z sierocińca. Kiedy jej własna rodzina się rozpadła, Halyna była zmuszona wynająć oddzielne mieszkanie z dorosłymi dziećmi i podróżować w poszukiwaniu pracy.
Nigdy się nie poddała i szukała możliwości, aby zapewnić swoim dzieciom normalne życie.
Jej syn Sasha postanowił nie kontynuować studiów i wyjechał do Kijowa, aby spróbować szczęścia. Jego matka nie miała nic przeciwko temu. Choć oczywiście chciała, by chłopiec zdobył wyższe wykształcenie i poradził sobie w życiu. Ale on wybrał zarabianie pieniędzy. Nie było go tam nawet kilka miesięcy, kiedy ogłosił, że się żeni! A latem przywiózł ze stolicy studentkę z brzuszkiem, która urodziła syna.
Ale w akcie urodzenia wpisali imiona zarówno taty, jak i mamy. Ochrzcili chłopca imieniem Maksymko i wrócili do Kijowa. „Galina Władimirowna tylko wzrusza ramionami: „Moja synowa Luba skończyła studia ze złotym medalem, dobrze radziła sobie w instytucie. Jej matka robiła mi wyrzuty: „Twój syn zrujnował życie mojemu dziecku”. Rzuciłam pracę, poprosiłam Lyubę o przeniesienie na studia niestacjonarne i obiecałam, że zajmę się Maksimem, gdy będzie zdawał egzaminy.
Ale nikt mnie nie słuchał. Młodzi rodzice wyjechali do Kijowa, zostawiając dziecko w wiosce i… nigdy po nie nie wrócili.Te wspomnienia są trudne dla kobiety. Na początku miała nadzieję, że wszystko się poprawi. Brała wnuka na ręce, śpiewała mu kołysanki i karmiła go rozcieńczonym krowim mlekiem. Ale z każdym mijającym miesiącem jej nadzieja na powrót syna i synowej topniała. Ich serca nie zatonęły, gdy babcia przygotowywała Maksyma do pierwszej klasy, ani gdy pojechała z nim na pierwszy konkurs talentów… Los pozbawił chłopca matczynego ciepła, ale hojnie obdarzył go głosem niezwykłej urody.
Od dzieciństwa jego babcia zaczęła zauważać, że chłopiec śpiewa do wszystkich reklam w telewizji. Pewnego dnia spotkała swojego nauczyciela muzyki Viktora Skulintsa i poprosiła chłopca o przesłuchanie. Natychmiast wziął mały talent pod swoje skrzydła. Już w wieku ośmiu lat Maksym odniósł swoje pierwsze zwycięstwo w ogólnoukraińskim konkursie!
Dziś chłopiec brał udział w wielu festiwalach, nie tylko krajowych, ale i międzynarodowych. Nie można spokojnie słuchać lirycznych melodii w wykonaniu Maksyma Tkachuka. Dusza śpiewa i płacze razem z nim.
„Kto pomaga w wyjazdach na konkursy w stolicy?” – pytam babcię chłopca, która utrzymuje się z pracy woźnej, aby mieć chociaż trochę pieniędzy na życie. „Nikt” – mówi zakłopotana. „Jeśli konkurs organizuje edukację, to oczywiście nic nas to nie kosztuje. Ale większość festiwali nie ma budżetu. Aby zebrać się na jeden, potrzebujesz pieniędzy na ubrania, podróż i zakwaterowanie z jedzeniem. A od kogo?
– Przynajmniej od rodziców dziecka”. Halyna Volodymyrivna zamilkła. A potem przyznaje: „Syn mi nie pomaga, ale synowa przyśle mi kilkaset hrywien, jeśli ją o to poproszę”. Widać, że zastanawia się nad każdym słowem, bo nie chce powiedzieć nic złego o rodzicach Maksyma, nie potępia ich – ani syna, ani synowej – ale przytacza fakty, które wymownie świadczą o ich postawie.
„Kiedyś pojechałam z wnukiem na zawody do stolicy, a jego ojciec był w Kijowie. Nie przyszedł na spotkanie. Innym razem kobieta poszła do pracy z wnukiem i córką w okresie urlopu od głównej pracy i spotkała Lyubę w supermarkecie. Matka odwróciła się, udając, że nie rozpoznaje syna i teściowej! Powiedziała, że nigdy nie widziała ani ojca, ani matki w szkole (Maksym uczy się w gimnazjum w Turii), a ciotkę nazywa „mamą” – Ale ty, jako opiekunka, musisz mieć jakieś pieniądze – poprosiła kobietę.
Przez dziesięć lat, odkąd samotnie wychowuje wnuka, nie dostała ani grosza od państwa. Mówi, że interesowało ją to pytanie, ale bała się, że skoro nie ma własnego domu i mieszka w wynajmowanym mieszkaniu, to nie dostanie dziecka. Mogliby ją nawet zabrać do szkoły z internatem! Nie wróciła więc i nie pytała więcej.
Podjęła pracę jako dozorca, aby mieć stały, choć skromny dochód i być ze swoim dzieckiem. Jak wyjaśnił Fedir Shulgan, szef służby ds. dzieci Rady Miejskiej w Łucku, nie ma przepisów stanowiących, że wynajęte mieszkanie może być przeszkodą w uzyskaniu opieki. Poradził, by zwrócić się do służby ds. dzieci w miejscu zamieszkania z wnioskiem o celowość pozbawienia ojca i matki praw rodzicielskich, a następnie do sądu.
Następnie złożyć wniosek o opiekę. Wsparcie państwa dla sierot społecznych nie jest złe – grzechem jest odmówić. Kobieta już zaczęła zbierać odpowiednie dokumenty. Tymczasem szczęśliwy Maksymka wraca z nagrodą z kolejnego konkursu – zdobył drugie miejsce na międzynarodowym festiwalu „Pearl Fest”. Marzy o kolejnych zwycięstwach. Wszystkie dedykuje swojej babci