Mieszkam w domu razem z synową, synem i wnukiem. Wnuk jeszcze chodzi do szkoły, a oni oboje pracują. Przez wiele lat pracowałam jako nauczycielka geografii, a teraz jestem na emeryturze. Cieszyłam się, że w końcu będę mogła trochę odpocząć i podreperować zdrowie.
Na początku, pełna entuzjazmu, zaproponowałam, że w ramach świętowania ugotuję dla wszystkich przez tydzień. Wszyscy byli zachwyceni.
– Och, mamo, jak dobrze, że jesteś na emeryturze – powiedział mój syn, gładząc swój brzuch, jak zastawiłam cały stół.
– Tak, mamusiu, jakie mamy szczęście, że jesteś już emerytką – roześmiała się synowa, przytulając mnie.
Wnuk zaczął nawet przyprowadzać kolegów ze szkoły, a każdy liczył, że jak przychodzi pograć na komputerze, to przy okazji zje coś domowego.
Minął tydzień, potem drugi, a ja gotowałam codziennie. Było mi miło, że mogę pomóc, ale zaczęłam zauważać, że ta sytuacja staje się normą. Każdego dnia przygotowywałam śniadania, obiady i kolacje, a dom wypełniał się zapachem świeżo gotowanych potraw. Wnuk przyprowadzał już nie jednego czy dwóch kolegów, ale raz nawet było ich czworo, a każdy z nich liczył na smaczny posiłek. Czułam się jak darmowa kucharka.
Minął miesiąc, a ja byłam wyczerpana. Moja emerytura, zamiast być czasem odpoczynku, stała się kolejnym etatem. Zaczęłam się zastanawiać, kiedy to się skończy. W ubiegły czwartek postanowiłam, że nie ugotuję. Syn z synową wrócili z pracy, wnuk ze szkoły, wszyscy zdziwieni pytają, gdzie obiad. Powiedziałam im spokojnie, że już zjadłam i gotowałam tylko dla siebie.
– Co? Nie ma obiadu? – syn patrzył na mnie z niedowierzaniem. – Mamo, przecież zawsze gotujesz!
– Kochani, ja jestem na emeryturze. Chciałam wam pomóc, ale to nie znaczy, że mam gotować każdego dnia. Musicie sami zadbać o siebie, ja mam zamiar cieszyć się emeryturą – odpowiedziałam.
Na twarzach syna i synowej pojawiło się zdziwienie, a potem oburzenie.
– Mamusiu, przecież wiesz, że my oboje pracujemy. Nie mamy czasu na gotowanie – powiedziała synowa.
– A co ja robiłam przez wszystkie te lata? Pracowałam, wychowywałam dzieci, a teraz, gdy mam w końcu czas dla siebie, oczekujecie, że będę nadal pracować? Czy naprawdę uważacie, że to sprawiedliwe? – spytałam.
– Ale mamo, to tylko obiad… – zaczął syn.
– To nie jest tylko obiad. To codzienne gotowanie dla całej rodziny i jeszcze więcej. Wnuk przyprowadza kolegów, a ja staję się kucharką dla wszystkich. Czy to jest w porządku? Czy naprawdę tak trudno zrozumieć, że ja też potrzebuję odpoczynku? – powiedziałam stanowczo.
Całe życie ciężko pracowałam, a teraz nadszedł czas, żebym mogła cieszyć się zasłużonym odpoczynkiem. Czy zrobiłam coś złego, chcąc trochę wolności i spokoju? Czy naprawdę jestem złą matką i babcią, bo odmówiłam bycia darmową kucharką?
Teraz atmosfera w domu jest napięta. Syn i synowa patrzą na mnie z pretensją. Ciężko mi się patrzy, jak po powrocie zamiast ciepłego obiadu jedzą kanapki albo kupną pizzę, ale to dorośli ludzie, sami mogą sobie ugotować.
Tak to właśnie jest. Żałuję, że wtedy wyszłam z taką propozycją. Nawet wnuk już mniej się do mnie odzywa, wydaje mi się, że to syn i synowa mącą wodę. Siedzą mi na głowie w moim domu, a teraz jeszcze przekonują dziecko, że emeryt nie ma nic innego do roboty, jak tylko im służyć. No nie, taki numer u mnie nie będzie działać.