Moja historia zaczyna się od tego, jak ojciec zmarł, zostawiając nam – mi i mojemu bratu – spadek: dwupokojowe mieszkanie w mieście i stary dom na wsi.
Radek zawsze unikał odwiedzin u ojca na wsi, więc nie było mowy, że on weźmie dom, od razu wprowadził się z żoną do tego mieszkania. A ja z moim mężem cały czas wynajmowaliśmy kąt gdzie indziej i jakoś to znosiliśmy. Mój brat nawet nie fatygował się, żeby przyjechać. Przez lata nie odwiedził ojca za jego życia ani razu. Zawsze był zbyt zajęty, zbyt daleko, zbyt… cokolwiek. Po prostu nie przyjeżdżał.
Spójrzmy prawdzie w oczy, ten dom na wsi to była ruina. Nikt nie chciał tam mieszkać, a ja z mężem mieliśmy dosyć płacenia czynszu. Kiedyś nawet pojechaliśmy tam, ale wiecie co? Ani sąsiadów, ani sklepu, totalne odludzie. Ja sama pamiętam jak kiedyś jeździliśmy rowerami wiele kilometrów czy to do szkoły, czy do kościoła, czy nawet na zakupy. Domy po sąsiedzku były dopiero kilometr stąd.
Po tych odwiedzinach wróciliśmy z mężem z podkulonym ogonem do naszej wynajmowanej klitki.
Ale, o ironio losu, po dwóch latach ktoś się nagle zjawił i chciał kupić ten zaniedbany domek. Coś się tam zmieniało, jakieś nowe domy powstawały. Nie zastanawiałam się długo. Sprzedaż domu była jak wygrana na loterii. Wreszcie mogliśmy mieć własne mieszkanie. I tak, sprzedaliśmy dom i kupiliśmy sobie trzypokojowe mieszkanie. Przepiękne, jasne, w dobrej lokalizacji. No i jeszcze zostało na remont.
Wszystko byłoby super, gdyby nie mój brat. Gdy tylko dowiedział się, co zrobiłam z pieniędzmi ze sprzedaży domu, zaczął kręcić afery. Że jak to tak? Że on ma tylko dwupokojowe mieszkanie, a my teraz trzypokojowe w lepszej dzielnicy. Tłumaczyłam mu, że to był jego wybór, że zostawił mnie z tym domem na pastwę losu. Ale wiecie co? On ma to gdzieś. Teraz co chwilę dzwoni, żąda pieniędzy, ale ja już nie mam siły na te jego wywody.
Nigdy nie żyliśmy blisko, w dobrych stosunkach, ale teraz to już w ogóle. Nie chcę go słuchać, jak narzeka i narzeka… Miałam nadzieję, że jako rodzeństwo będziemy się wspierać, ale on tylko patrzy na to, co ja mam, a nie na to, co sam wybrał. I wiecie co jest najgorsze? Że czuję się winna. Mimo wszystko to mój brat, ale nie mogę mu dać tych pieniędzy, bo oszczędności to nasze jedyne bezpieczeństwo. Czy ja jestem taka okropna? Czy powinnam mu coś dać? Bo czasami już sama nie wiem…