Niestety, kilka miesięcy temu zmarł mój mąż i teraz zostałam całkiem sama, jak się później okazało. A to mimo że mam jedynego dorosłego syna, którego zawsze uważałam za swoją niezawodną podporę i najlepszą ostoję w życiu.
Moja synowa wcale mi się nie podoba, szczerze powiedziałam to synowi od razu, jestem prostą osobą.
Mam spokojny charakter, nie lubię się kłócić, zawsze wolę milczeć, ale całą nieprawdę odczuwam na poziomie podświadomości. Nawet nie muszę dobrze znać osoby. Wystarczy porozmawiać z nią choć trochę, a ja wszystko widzę, jakbym patrzyła w otwartą książkę.
Kiedy Andrzej przyprowadził swoją narzeczoną do nas do domu na zapoznanie, od pierwszych chwil zrozumiałam, że w jej zamiarach jest tylko jeden cel – materialny. Zachowanie mojej synowej świadczyło tylko o tym, że stara się wyjść za mąż za tak korzystnego kandydata jak mój syn, on jest bardzo dobrą osobą i ona to dobrze zrozumiała już wtedy.
Już wtedy próbowałam go od niej odciągnąć, wiele tłumaczyłam synowi, kim ona jest, ale moje próby okazały się nieskuteczne.
Po ślubie syna starałam się unikać kontaktu z jego żoną. Trudno mi się komunikować z osobami, które nie leżą mi na sercu, chociaż nie chciałam, żeby przez mnie syn miał problemy w rodzinie.
Uważam, że w takich sytuacjach lepiej otwarcie pokazać, że kontakt z tą osobą jest dla mnie nieprzyjemny. Nie mieszałam się do ich rodziny, więc nie psułam relacji z synem. Od razu go uprzedziłam, że będę się bardzo mało kontaktować z jego żoną, żeby się na mnie nie obrażał.
Andrzej często przychodził do mnie sam, ale na święta spotykaliśmy się już wszyscy razem. Po tym, jak męża zabrakło, liczyłam na to, że Andrzej będzie mnie wspierać w tej sytuacji, częściej będzie przy mnie.
Ale z czasem stał się rzadkim gościem w moim domu. Teraz doszło do tego, że na święta dzieci nawet nie przychodzą, tylko dzwonią z życzeniami i to wszystko.
Nie należę do osób, które będą się narzucać czy skarżyć na swój los. Ale kilka razy zadzwoniłam do Andrzeja z zaproszeniem w gości. Syn za każdym razem obiecywał, że przyjedzie, ale nigdy nie przyszedł, ani razu.
Trudno mi to zrozumieć, jako matce jedynego dziecka. Całe swoje dorosłe życie poświęciłam wychowaniu Andrzeja. Razem z mężem zawsze staraliśmy się dać mu wszystko, co tylko mogliśmy. Dobre wykształcenie wymagało ogromnych nakładów i troski z naszej strony. Nigdy nie pozwoliliśmy sobie na zbytek kosztem syna. A teraz okazuje się, że na starość stałam się dla niego zupełnie niepotrzebna, nie ma dla mnie czasu!
Rozumiem, że to wszystko moja synowa nastawia syna przeciwko mnie. Ale dorosły mężczyzna powinien mieć własne zdanie i podejmować samodzielne decyzje, nie jestem mu obcą osobą, jestem jego matką.
Byłam pewna, że dobrze wychowaliśmy naszego jedynego syna. Jak teraz odzyskać jego uwagę? Rozumiem, że dla jego żony jestem obcą osobą, ale dla niego jestem rodzoną matką. Czy będzie się mną opiekować na starość, skoro teraz tak się zachowuje? Czy mogę na niego liczyć, czy już teraz szukać innych rozwiązań?