Przeprowadziłam się ze swoim synem na wieś. Nie pracowałam, otrzymywałam na syna zasiłek. Jestem wdową, męża nie ma już od pięciu lat. W mieście mamy mieszkanie, które wynajmujemy, za te pieniądze żyjemy. Na wsi zaprzyjaźniłam się z Olą, która miała dwójkę dzieci.
Wtedy jej syn miał 11 lat, podobnie jak mój syn. Z moją nierozłączną przyjaciółką spotykałyśmy się codziennie niemal przez dwa lata. Piłyśmy herbatę w moim ogrodzie, chodziłyśmy na zakupy, razem nawet piekłyśmy od święta. Uwielbiałyśmy plotkować, a kto nie lubi plotkować na wsi. Pewnego razu mój syn chciał nowy, większy rower. Powiedziałam mu, że za miesiąc, kiedy uzbieram trochę pieniędzy, kupię mu rower. Po miesiącu spełniłam swoją obietnicę i kupiłam dziecku obiecany prezent.
Pojechał się przejechać, a wieczorem wrócił jednak cały obdrapany, pomyślałam, że mógł spaść. Ale po rozmowie okazało się, że syn Oli chciał się przejechać, a mój syn odmówił mu. W rezultacie syn Oli z pięściami zaczął walczyć.
– Synu, on jest Twoim przyjacielem, bójki nie są dobre. Następnym razem pozwól mu się przejechać, on nie ma takiego ładnego roweru.
Wieczorem przyszła Ola, powitałam ją z uśmiechem, a ona zaczęła krzyczeć, że mój syn pobił jej syna. W tym momencie zaczęli nasłuchiwać wszyscy sąsiedzi.
Ola nie przegapiła okazji, zaczęła opowiadać wszystkie plotki, które kiedyś omawiałyśmy razem. Od tego dnia sąsiedzi odwrócili się ode mnie, sprzedawczyni w sklepie nawet nie chciała mnie obsługiwać. Z Olą już nie rozmawiamy. A sąsiedzi nie chcą mnie znać, bo czują się obrażeni. Ale powiedzcie mi, kto na wsi o kim nie plotkuje? Każdy tak żyje, po prostu, nie ma w tym niczego złego.