Zostałam matką bardzo wcześnie, w wieku 18 lat. Nie było to zaplanowane, a chłopak, z którym to się stało, przeniósł się do innego miasta. Na szczęście moi rodzice byli wtedy przy mnie. Pomogli mi wychować syna, a ja skończyłam studia.
Nigdy mi nie wypominali, mówili tylko, że wszystko w życiu się zdarza. Nie można przewidzieć wszystkiego. Znalazłam pracę, zaczęłam oszczędzać na mieszkanie. Kiedy wzięłam kredyt, ja i mój syn wreszcie przeprowadziliśmy się do miejsca, które miało być tylko nasze.
W pracy wszyscy wiedzieli, że jestem samotną matką. Nie szukałam nowej miłości, zresztą, kto by chciał samotną matkę? Na noworocznym korporacyjnym wydarzeniu w restauracji, na pierwszym piętrze świętowała inna firma. I jeden mężczyzna z tej firmy, o imieniu Michał, zwrócił na mnie uwagę. Zaczął tańczyć ze mną, później zaprosił mnie na randkę.
Na drugiej randce powiedziałam mu, że mam syna. Byłam pewna, że po tym Michał po prostu zniknie, ale on uważał, że to nie jest problem. Zaczęliśmy się spotykać. Nasz związek szybko zmierzał ku małżeństwu, a Michał postanowił przedstawić mnie swojej matce. Przyszła teściowa bardzo mi się podobała. Szczególnie zachwycała się tym, że w tak młodym wieku mam własne mieszkanie, dobrą pracę, gotuję smacznie i mam spokojny charakter.
Spotkałam się z teściową jeszcze kilka razy, wszystko było dobrze. I nadszedł dzień przygotowań do ślubu. Teściowa razem ze mną zajmowała się rozmieszczeniem gości w restauracji. Zarezerwowałam przy stole dla pary młodej jedno miejsce obok siebie – dla syna.
– Jakiego syna? – nie rozumiała teściowa.
Myślałam, że Michał jej wszystko powiedział, a on tylko stwierdził, że kiedy będę gotowa, sama opowiem. Na wieść o tym teściowa wyszła do innego pokoju, by wziąć krople. A kiedy wróciła, zaczęła na mnie krzyczeć. W jednej chwili z idealnej panny młodej przemieniłam się w najgorszą opcję dla jej syna:
– Jesteś niewierną kobietą, jest mi wstyd, że mój syn się z Tobą żeni!
To usłyszałam od niej przed ślubem. Na sam ślub nie przyszła. Wkrótce urodzę córkę Michałowi, ciekawe, czy przyjdzie na chrzest dziecka.