Kiedyś mieliśmy z mężem swoje własne “miejsce mocy”. Był to nasz wiejski domek, w którym najpierw sadziliśmy warzywa, potem dbaliśmy o nie, a następnie robiliśmy przetwory i mieliśmy wszystko i świeże i własne.
Dodatkowo mamy tam piękny sad, którym również się opiekowaliśmy. Teraz z mężem nie jesteśmy już w tej samej formie fizycznej i już dawno straciliśmy energię do wszystkiego, więc uznaliśmy, że czas przekazać cały nasz majątek naszemu synowi i jego żonie.
W tamtym czasie nawet nie myśleliśmy, że cokolwiek może pójść nie tak.
Jednak poszło źle… Synowa powiedziała, że nie będą już nic robić w ogrodzie, bo mają wystarczająco dużo pieniędzy, aby kupić wszystko w sklepie, a nasz dom jest im potrzebny na wakacje. Planują obsiać całe nasze pole trawą i posadzić tam drzewa, chcą stworzyć piękne miejsce, do którego będą przyjeżdżać w wakacje i weekendy na grilla.
Na początku miałam nadzieję, że to żart i że zostawią chociaż część ogrodu z warzywami, żeby dzieci miały własne, świeże produkty. Jednak gdy przyjechałam na miejsce, zastałam przy domu ogródek kwiatowy zamiast warzywnego… Byłam bardzo oburzona. O kwiaty też trzeba dbać, tak jak o warzywa, ale te drugie mają walory odżywcze, a te pierwsze są tylko dla oka!
Nie kłóciłam się z dziećmi, ale zademonstrowałam swój stosunek do ich poczynań. Zdarzyło się to, gdy mój syn przyszedł w odwiedziny i poprosił mnie, żebym dała im trochę przetworów, bo im się skończyły. Przyniosłam mu więc torebkę z suszonymi kwiatami, mówiąc: “Wyhodowałeś je, więc je zjedz”. Syn się obraził, ale milczał. A wieczorem zadzwoniła do mnie oburzona synowa i zaczęła się kłócić. Jej głównym argumentem było to, że postanowiłam dać im ten domek wraz z ogrodem, więc teraz jest ich i mogą robić, co chcą. W odpowiedzi przypomniałam jej, że mogę go odebrać tak samo jak go im dałam, bo nie został jeszcze podpisany żaden oficjalny dokument. Jakimś cudem byłam na tyle mądra, że nie po