“Jacuś ma 5 lat. To nasze jedyne dziecko i raczej tak zostanie. Koszta utrzymania dziecka są duże, a zarobki w ostatnich latach nie zwiększyły się znacznie. Oboje z żoną pracujemy. Jacek w tym czasie jest w przedszkolu. Żona kończy wcześniej, więc odbiera małego i do wieczora spędzają czas razem. Ja wracam późno, bo często biorę nadgodziny. Nic dziwnego, że syn przywiązany jest bardziej do matki, niż do mnie. A ona odwaliła taki numer! Pewnego dnia po prostu powiedziała mi, że wyjeżdża z koleżankami na weekend i ja zajmę się w tym czasie dzieckiem. Nie zapytała, czy może, po prostu sama zadecydowała. Jacuś płakał za nią przez dwa dni. Przecież matka powinna być przy dziecku non stop. A ona naraziła i syna i mnie na prawdziwą traumę”.
Tak mnie żona urządziła
Nasz synek ma pięć lat. Zdarza się, że patrzę na niego i zastanawiam się jak to możliwe, że ten czas tak szybko leci. Przecież on dopiero co się urodził.
Żal mi też straconych chwil, bo ja bardzo dużo pracuję. Żona zarabia najniższą krajową, a potrzeby mamy spore. Lubimy czasem wyjechać na zagraniczne wakacje, a i w Polsce gdzieś wyskoczyć na weekend.
Zazwyczaj nie ma mnie w domu, a kiedy wracam, to mały często już śpi.
Nic dziwnego, że jest dużo bardziej przywiązany do matki, niż do mnie. A ona tak mnie załatwiła.
Oznajmiła, że wyjeżdża z koleżankami
Nie zapytała, czy może. Nie przedyskutowała tego ze mną, tylko poinformowała mnie, że zostaję z synem na weekend, bo ona wyjeżdża na weekend, bo jakaś jej koleżanka ma wieczór panieński.
Dodała jeszcze, że ja wyjeżdżam często, a ona od czasu ciąży nie była nigdzie sama. No dobrze, tylko że ja wyjeżdżam w sprawach zawodowych, a nie dlatego, że chcę się zabawić. Owszem, zdarza mi się, że wyjdę na miasto, ale jakoś muszę przetrwać czas z dala od domu.
Poza tym Jacek! Przecież on za matką by w ogień wskoczył. Chłopak ma dopiero 5 lat, potrzebuje matki non stop. Jak ona mogła to zrobić i wyjechać aż na dwa dni.
Syn wciąż za nią płakał
Nie chciał się bawić, czytać książek, wychodzić na dwór ani nawet jeść. Przecież ja nawet nie wiem co moje dziecko lubi.
Co ugotowałem, było dla niego niedobre. W końcu zamówiłem pizzę i niby się na nią cieszył, ale nie zapytałem o ulubione dodatki i wziąłem z ostrymi papryczkami, a on uznał, że lubi tylko z sosem i serem.
Nie wiem, kto był bardziej załamany. Czy ja, czy mój syn. Gdy moja żona wróciła, od razu wpadł jej w objęcia. A ona tylko dodała, że skoro sobie poradziliśmy, to będzie tak wyjeżdżać raz w miesiącu. Co to, to nie! Nie pozwolę na to. Niech w takim razie zawiezie Jacusia do swojej mamy. Wtedy może balować. Babcia to trochę jak matka, prawda? Myślę, że tam byłoby mu lepiej niż ze mną.