Wyszłam za mąż w mojej rodzinnej wiosce za mojego kolegę z klasy Rusłana. Po ślubie zaczęliśmy mieszkać w domu jego rodziców z jego matką. Rok po ślubie urodziłam syna, Ostapa.
Byliśmy zwyczajną rodziną. Jestem bardzo rodzinną osobą, bardzo lubiłam zajmować się domem i bardzo kochałam mojego męża. Mój mały świat zawalił się, gdy Ostap miał zaledwie trzy lata. Mój mąż został zabrany przez Larisę, miejscową rozwódkę. Odwiedzało ją wielu żonatych mężczyzn, ale mój ukochany postanowił zrobić coś fajniejszego i zostawił nas, byśmy z nią zamieszkali. Byłam bardzo zła zarówno na niego, jak i na tę kobietę.
Jeśli zdarzyło mi się spotkać ich na swojej drodze, zawsze zmieniałam drogę. Moja teściowa jest miłą kobietą, pozwoliła Ostapowi i mnie zostać u niej. Nie mogłam wrócić do domu rodziców, bo mieszkał tam już mój brat z żoną i dwójką dzieci. Nie było tam w ogóle miejsca. Po wyjeździe męża długo byłam smutna, ale musiałam się pozbierać i wdrożyć w codzienną rutynę.
Z wiejskich plotek wiedziałam, że Rusłan ma córkę z tą Larysą. Nie chciałam w ogóle o nich słyszeć. Od jego śmierci minęło trzynaście lat. Rany się zagoiły, czas leczy. We wsi rozeszła się plotka, że Larysa i Rusłan zabili się w samochodzie, a ich córka pozostała krągłą, surową kobietą.
„Tego właśnie chcą” – pomyślałam sobie. Ale wkrótce władze opiekuńcze przyprowadziły do nas swoją córkę i powiedziały mojej teściowej, że jest jej jedyną krewną. -“Jeśli nie przejmiecie opieki nad wnuczką, trafi ona do sierocińca. Dziewczynka jest mała, blond i chuda. -„Ona nie będzie mieszkać w naszym domu!
Jej matka zrujnowała moją rodzinę!” – zaprotestowałam. „Julia, bój się Boha, dziecko nie jest winne” – teściowa podniosła ręce. „Sonya zaczęła z nami mieszkać. Wygląda jak jej matka. Nie widzę jej, a w sercu czuję taki gniew, że nie potrafię tego wyrazić słowami. I ona to czuje, stara się nie rzucać w oczy. Szczerze mówiąc, nie wiem, jak długo jeszcze tak wytrzymam.