Anna stała przy oknie, patrząc na szare październikowe niebo. W kuchni słychać było brzęk naczyń – jej teściowa po raz kolejny porządkowała dom. Ostatnio Olga Siergiejewna coraz częściej wpadała nieproszona, używając kluczy, które Artem dał kiedyś rodzicom „na wszelki wypadek”.
Anya nie odważyła się nawet wejść do sypialni. Natychmiast została upomniana. Z zamyślenia wyrwał ją głos Olgi Siergiejewny.- Aneczko, dlaczego włożyłaś naczynia do szafki odwrotnie? – odezwał się niezadowolony głos mojej teściowej. – Kubki powinny być poukładane według wielkości, od dużych do małych. I w ogóle, widzę, że wszędzie masz bałagan.
Anna wzięła głęboki oddech, policzyła do dziesięciu i zwróciła się do teściowej:
– Olga Siergiejewna, przyzwyczaiłam się układać naczynia po swojemu. Tak jest dla mnie wygodniej.
– Wygodniej? – teściowa prychnęła pogardliwie. – Co może być wygodnego w bałaganie? Kiedy byłam w twoim wieku…
Anna już wiedziała, co będzie dalej. Kolejny wykład o tym, jaką idealną gospodynią była Olga Siergiejewna w młodości, jak miała czas i na pracę, i na utrzymywanie domu w czystości, i na kąpanie męża. Każda taka rozmowa była jak „dmuchnięcie pod nosem”.
Moralizatorstwo przerwał dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. W progu pojawił się Wiktor Pawłowicz, ojciec Artema.
– O, ty też przyszedłeś – mruknęła Anna, starając się ukryć irytację.
– A gdzie mielibyśmy być? Mój syn pracuje do późna, a ty zawsze jesteś w pracy. Ktoś powinien pilnować porządku – Wiktor Pawłowicz wszedł do kuchni, rozglądając się krytycznym wzrokiem po mieszkaniu.
Anna podciągnęła rękaw bluzki. Każda wizyta teścia i teściowej zamieniała się w inspekcję, po której niezmiennie następował werdykt o jej nieudanej roli żony i kochanki.
– Po prostu mówię mojej synowej, że źle prowadzi gospodarstwo domowe” – powiedziała Olga Siergiejewna. – Czy można sobie wyobrazić, że nie potrafi nawet prawidłowo ułożyć naczyń!
Wiktor Pawłowicz potrząsnął głową:
– Ech, mówiłem Artemowi – nie spiesz się z małżeństwem. Ona jest jeszcze młoda, niedoświadczona. Nasza sąsiadka Weroczka to co innego! Pięknie gotuje i zawsze zostaje w domu….
Anna zacisnęła pięści. Pamiętała tę Verochkę – dziewczynę, z którą jej teściowa próbowała zeswatać Artema, zanim się poznali. Teraz jej imię regularnie pojawiało się w rozmowach jako przykład idealnej synowej, która „mogłaby być”.
Przypomniał się dzień ślubu. Wtedy Anna była pewna, że może stać się częścią nowej rodziny, że miłość Artema ochroni ją przed wszelkimi problemami. Jak bardzo się myliła! „Prawdziwa bitwa” rozpoczęła się dokładnie po podpisaniu przez nich kontraktu.
Po raz pierwszy Anna szczerze starała się nawiązać relacje z teściową. Gotowała jej ulubione potrawy, zapraszała do kawiarni. Ale każda taka próba kończyła się kolejną porcją krytyki.
– Kotlety rozgotowane – powiedziała Olga Siergiejewna.
– W kawiarni karmią bez smaku i drogie, lepiej byłoby gotować w domu – odpowiedział teść na zaproszenia.
– Jak nie umiesz porządnie sprzątać, to mogłeś zapytać, a nie udawać, że wszystko umiesz zrobić sam – strofowała teściowa przy każdej okazji.
Dzwonek telefonu wyrwał Annę ze wspomnień. Artem.
– Tak, kochanie?
– Spóźnię się dzisiaj. Nagromadziło się dużo pracy…
– Dobrze, – Anna zerknęła na teściów. – Twoi rodzice są tutaj…
– O, dobrze! Czyli nie jesteś sama. Mama pewnie już przygotowała obiad, prawda?
Anna zamknęła oczy. Oczywiście Olga Siergiejewna była już w kuchni, gotując coś „pożytecznego dla syna”.
– Tak, gotowała…
– Dobrze! Uwielbiam kuchnię mojej mamy. Cóż, muszę lecieć.
Rozmowa urwała się, a Anna nadal stała z telefonem w ręku. Po raz kolejny próbowała znaleźć chwilę, by porozmawiać z mężem o niekończących się wizytach jego rodziców, ale za każdym razem coś stawało na przeszkodzie.
– Słyszałaś to? – odezwał się głos teściowej. – Artem uwielbia moją kuchnię. A ty zawsze próbujesz gotować jakieś nowomodne potrawy. Czy to jest jedzenie?
Anna milczała. Nie było sensu się kłócić.
– Przy okazji, przeglądałam twoją szafę – powiedziała Olga Siergiejewna jakby mimochodem. – Tyle nieodpowiednich rzeczy! Te krótkie spódniczki, jaskrawe bluzki… Jesteś mężatką, powinnaś wyglądać bardziej solidnie.
– Co ty zrobiłaś? – Anna popędziła do sypialni.
Na łóżku leżały starannie złożone torby z jej rzeczami. Rzeczy, które uwielbiała nosić, a które jej teściowa uważała za niestosowne dla mężatki.
– Zabrałam to, co ci już nie pasuje” – Olga Siergiejewna stanęła w drzwiach. – Możesz to oddać na cele charytatywne albo wyrzucić. Kupimy coś porządnego. Znam świetny sklep…
To było zbyt wiele – przeglądanie rzeczy osobistych, decydowanie, w co powinna się ubrać…..
– Olga Siergiejewna, nie masz prawa…
– Mam! – odcięła się teściowa. – Jestem matką twojego męża i chcę, żeby w rodzinie mojego syna panował porządek. A ty… ty myślisz tylko o sobie! O karierze, o strojach… A mąż przychodzi do pustego mieszkania, je niesmaczne jedzenie….
Wiktor Pawłowicz, który pojawił się w drzwiach, poparł żonę:
– Masz rację! Prawdziwa żona powinna myśleć o mężu, a nie o sobie. W dzisiejszych czasach…
Anna spojrzała na ułożone torby, na niezadowolone twarze teściów i coś w niej pękło. Jak długo jeszcze mogła to znosić? A co najważniejsze, dlaczego miałaby to robić?
Późnym wieczorem, kiedy Artem w końcu wrócił do domu, Anna postanowiła z nim porozmawiać. Jej mąż siedział w kuchni, jedząc z apetytem kolację swojej matki.
– Artem, musimy poważnie porozmawiać…
– O czym? – Nawet nie podniósł wzroku znad talerza.
– O twoich rodzicach. O tym, że przychodzą bez pytania, rozkazy w naszym domu, dostać się do moich rzeczy ….
– Zaczyna się… – Artem westchnął. – Zależy im na nas. Mama chce tylko pomóc. Podzielić się swoim doświadczeniem.
– Doświadczeniem? – Anna odsunęła krzesło i wstała. – Grzebanie w moich rzeczach to doświadczenie? Dowodzenie cudzym domem to mądrość?
Artem mruknął, kontynuując jedzenie:
– Nie kłóćmy się. Mama robi, co może dla dobra rodziny.
Anna spojrzała na męża i nie zobaczyła tego zdeterminowanego mężczyzny, którego poślubiła. Teraz siedział przed nią bezradny maminsynek, niezdolny do ochrony nawet przestrzeni osobistej swojej żony.
Kolejne tygodnie zamieniły się w prawdziwy koszmar. Olga Siergiejewna, najwyraźniej zdeterminowana, by umocnić swoje zwycięstwo, zaczęła przyprowadzać przyjaciół. Każdego dnia w mieszkaniu pojawiali się nowi ludzie – rzekomo po to, by obejrzeć „dom” jej syna.
– Popatrz, Waleczko, jaki mają żyrandol – powiedziała teściowa, pokazując mieszkanie kolejnej znajomej. – Anna go wybrała, ale myślę o zmianie. Jest zbyt nowoczesny, prawda?
– I powiesiłabym inne zasłony – powiedziała Walentyna Iwanowna, rozglądając się po salonie. – Za moich czasów młode żony konsultowały się ze starszymi…
Anna, siedząca w sąsiednim pokoju, zacisnęła boleśnie pięści. Te kobiety dyskutowały o jej domu, guście, życiu, jakby była nikim.
– A tu wstawimy nową kanapę – odezwała się teściowa. – W ogóle nie pasuje.
– Oczywiście, że nie pasuje” – powtórzyła inna znajoma. – Młodzi ludzie w ogóle nie wiedzą, jak wybierać meble.
Wiktor Pawłowicz nie pozostawał w tyle. Teraz teść przychodził prawie co wieczór, wygodnie rozsiadał się w fotelu i zaczynał swoje niekończące się moralizatorstwo.
– Coś ci powiem, Artem – powiedział Wiktor Pawłowicz, popijając herbatę. – W rodzinie najważniejszy jest porządek. A porządek jest wtedy, gdy starsi decydują. Przeżyliśmy, wiemy.
Artem zgodził się. Anna kipiała z oburzenia.
– Teraz młodzi ludzie są dość bezczelni – kontynuował teść. – Wszyscy niezależni, wszyscy mądrzy. Ale nie zdają sobie sprawy, że rodzina to hierarchia, jak mówią.
– Hierarchia, tato – sprostował Artem.
– Zgadza się, to jest to samo. Starsi na górze, młodzi na dole. A ty co masz? Żona biegnie do pracy, ma własną opinię…..
Pewnego wieczoru Anna spóźniła się do pracy. Kiedy otworzyła drzwi mieszkania, zamarła na progu. W salonie siedziała grupa starszych mężczyzn z Wiktorem Pawłowiczem na czele.
– Przyszła panna młoda! – głośno oznajmił teść. – Dokąd idziesz? Jak długo można pracować?
Anna spojrzała na bałagan w salonie. Na podłodze leżały okruchy, kanapa była zasypana śmieciami.
– Co tu się dzieje? – zapytała cicho.
– O co tyle hałasu? – Wiktor Pawłowicz usiadł z powrotem w fotelu. – Czy ojciec z kolegami nie może siedzieć w mieszkaniu syna?
– To moje mieszkanie – powiedziała stanowczo Anna.
– Co takiego – wstał teść. – Na kogo ty podnosisz głos? Strach cię obleciał?
W tym momencie do pokoju weszła z nowym przekąsem Olga Siergiejewna:
– Co tu się dzieje… O Aneczko! Dlaczego zmarzłaś? I dlaczego krzyczysz na teścia?
– Wyrzuca mnie z mieszkania syna! Zobacz, jaka ona jest zła – skarżył się mężczyzna.
– Zła? – Anna prawie krzyczała. – To ty naruszasz moją przestrzeń! Moje terytorium!!!
– Niewdzięczna! – wrzasnęła Olga Siergiejewna. – Wychowaliśmy syna, pomagamy ci w gospodarstwie….
– Gdzie jest Artem? – przerwała Anna.
– Co z Artemem? – Wiktor Pawłowicz uśmiechnął się. – Syn wie, że ojciec ma zawsze rację.
W tym momencie w drzwiach pojawił się Artem. Mąż wyglądał na zdezorientowanego.
– Co to za hałas? – zapytał.
– Artem, – Anna zwróciła się do męża. – Czy to normalne? Twój ojciec się tu urządził…
– Cóż, tata trochę przesadził, oczywiście – mamrotał Artem, patrząc w podłogę. – Ale ty też mogłeś być łagodniejszy… To moi rodzice…..
I wtedy coś w Annie pękło. Spojrzała na towarzystwo, na teściową, na bezradnego męża i nagle zrozumiała – dość.
– Masz dokładnie dziesięć minut na posprzątanie. A potem dzwonię na policję – powiedziała spokojnie.
W pokoju zapadła głucha cisza. Tylko tykanie zegara odmierzało sekundy, aż wszyscy zdali sobie sprawę z tego, co zostało powiedziane. Olga Siergiejewna zbladła, chwytając się krawędzi stołu, a Wiktor Pawłowicz powoli podniósł się z krzesła, zaciskając pięści tak, że pobielały mu knykcie.
– Co ty sobie wyobrażasz? – jego teść zacisnął zęby.
Anna wyjęła telefon i położyła go wyzywająco przed sobą:
– ‘Dziewięć minut.
– Co ty wyprawiasz? – Olga Siergiejewna trzęsła się z oburzenia. – Jesteśmy rodzicami twojego męża! Nie możesz…
– Mogę – odpowiedziała spokojnie Anna. – To moje mieszkanie. Moje terytorium. I nie pozwolę ci dłużej mną rządzić.
Artem nagle zdał sobie sprawę z powagi sytuacji. W oczach jego żony pojawiła się niezwykła determinacja.
– Aneczko, porozmawiajmy – Artem zrobił krok w stronę żony. – Zdajesz sobie sprawę, że to zbyt….
– Co? – Anna zwróciła się do męża. – Przesada jest wtedy, gdy rodzice przychodzą bez pytania. To przesada, kiedy twoja matka grzebała w moich rzeczach. To przesada, kiedy twój ojciec robi tu coś dziwnego!
– Jak śmiesz! – wrzasnęła Olga Siergiejewna. – Robimy dla ciebie tak wiele…
– Osiem minut, – ucięła Anna.
Wiktor Pawłowicz wystąpił naprzód, unosząc się nad szwagierką:
– Pożałujesz tego. Artem, naprawdę pozwolisz żonie tak traktować swoich rodziców?
Ale Artem po raz pierwszy widział Annę w takim stanie. Gdzie podziała się cicha, potulna kobieta, gotowa tolerować każde upokorzenie w imię spokoju w rodzinie? Przed nim stał nieznajomy.
Artem spróbował jeszcze raz:
– Anya, kochanie. Przedyskutujmy wszystko na spokojnie. Rodzice chcieli tylko pomóc…
– Jestem zmęczona, Artem, – w głosie Anny brzmiało niekończące się zmęczenie. – Zmęczona byciem wygodną. Zmęczona dopasowywaniem się. Zmęczona byciem poniżaną. Nie potrafiłeś chronić naszej przestrzeni osobistej. Nie potrafiłeś wyznaczyć granic.
– Ale oni są rodzicami! – Artem błagał.
– Dokładnie. Twoi rodzice. Nie moi. I nie pozwolę im dłużej kontrolować mojego życia.
– Niewdzięcznik! – krzyknęła Olga Siergiejewna. – Tutaj, mój synu, widzisz, kogo poślubiłeś!
– Siedem minut – przerwała Anna. – I radzę ci spędzić je na pakowaniu, a nie na krzykach.
Artem spojrzał na żonę i po raz pierwszy przez wszystkie lata ich małżeństwa nie zobaczył w jej oczach ani kropli miłości. Tylko zmęczenie i determinację.
Wiktor Pawłowicz i Olga Siergiejewna spojrzeli na siebie. Coś w głosie synowej sugerowało, że nie żartuje. W milczeniu, zaciskając usta, zaczęli się pakować. Przyjaciele teścia, którzy do tej pory w milczeniu obserwowali tę scenę, po cichu wymknęli się za drzwi.
Dokładnie dziesięć minut później drzwi wejściowe zatrzasnęły się za plecami teściowej i teścia. Artem stał na środku salonu, rozglądając się zdezorientowany.
– Anya… – zaczął.
– Odejdź – powiedziała cicho Anna. – Po prostu odejdź.
Następnego dnia Artem próbował wrócić. Stał pod drzwiami, dzwonił, błagał, żeby mu otworzyć. Ale Anna podjęła już decyzję. Wniosek rozwodowy był w jej torbie, a rano założono nowe zamki.
Rozwód przebiegł zaskakująco szybko i spokojnie. Ani Artem, ani jego rodzice nie próbowali już narzucać swojej obecności. Być może w końcu zdali sobie sprawę, że istnieją granice, których nie można przekroczyć.
Minęło sześć miesięcy. Anna siedziała w przytulnej kawiarni z przyjaciółmi, popijając pachnące cappuccino. Słońce igrało w jej włosach, a na ustach gościł lekki uśmiech.
– Jak się masz? – zapytała Marina.
Anna szczerze odpowiedziała przyjaciółce:
– Dobrze. Tak, moje małżeństwo się rozpadło. Ale odnalazłam siebie.
– Nie żałujesz?
Anna potrząsnęła głową. Małżeństwo z Artemem było błędem – bolesnym, ale koniecznym. Teraz wiedziała jedno na pewno. Nikt już nigdy nie będzie jej mówił, jak ma żyć. Teraz w jej domu panowała błogosławiona cisza. Podejmowała własne decyzje.
– Jest tylko jedna rzecz, której żałuję”, uśmiechnęła się Anna. – Że nie zrobiłam tego wcześniej.
Przyjaciele skinęli głowami ze zrozumieniem. Anna pomyślała o tym, jak dziwne jest życie – czasami trzeba zejść na krawędź, aby znaleźć siłę, by zacząć od nowa. A ten nowy początek może okazać się najlepszą rzeczą, jaka kiedykolwiek wydarzyła się w życiu.

By admin

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *