— Utknęłaś w przeszłości, Olya. Musisz iść dalej — Aleksey wypił łyk kawy, nie odrywając wzroku od ekranu laptopa.
— Po prostu zapytałam, czy pójdziemy dziś do kina — Olga patrzyła na męża, próbując zrozumieć, kiedy między nimi pojawiła się ta niewidzialna bariera.
Poranne promienie słońca malowały kuchnię w złociste odcienie — małą, ale przytulną, z terakotową płytką i ręcznie robionymi półkami na przyprawy. Sześć lat temu Olga sama malowała te ściany, wybierając odcień, który przypominał jej o marzeniach o włoskich wakacjach. Farba była kupiona jeszcze przed spotkaniem z Aleksejem, podobnie jak sam dom — skromny, ale własny, kupiony za pieniądze ze sprzedaży mieszkania babci i jej osobiste oszczędności.
— Obiecał jej, że zajrzy — Aleksey zamknął laptop. — Przygotowała kolację. No i praca…
— Jaka praca? — Olga zmarszczyła brwi. — Mówisz o jakimś projekcie od miesiąca, ale nie widziałam, żebyś coś robił.
— Nic nie rozumiesz — zmarszczył brwi, jakby go coś bolało. — Potrzebuję przestrzeni. Twórczość nie znosi presji.
Olga westchnęła. Ostatnio każda rozmowa kończyła się tak samo — jego zirytowanym „nie rozumiesz”. Kiedyś fraza „on jest twórczą osobą” tłumaczyła wszystko: jego zamyślenie, dziwactwa, nawyki.
Teraz jednak coś się zmieniło. Leżał godzinami, wpatrując się w sufit, albo mamrotał coś, zostając sam. Czasami znajdowała dziwne zapiski — niespójne, jakby napisane przez innego człowieka.
— Może odpoczniesz? — delikatnie zaproponowała Olga. — Spędzimy czas razem… Bez projektów.
— Po co? — nagle wstał, prawie przewracając filiżankę. — Żebyś kontrolowała każdy mój krok? Narzucała swoje zasady? Dusila mnie?
Teściowa i mąż chcieli zabrać mój dom, już wymienili zamki w drzwiach, ale ja się tak łatwo nie poddałam.
— Aleksey, to nie…
— Zostaw mnie! — wybiegł z kuchni, trzaskając drzwiami tak, że szyby zadrżały.
Olga powoli opadła na krzesło. W głowie krążyły urwane myśli. Kiedy wszystko zaczęło się sypać? Kiedy jego milczenie zmieniło się w obojętność? Kiedy jego marzycielskość stała się obsesją?
Pamiętała ich pierwsze spotkanie — na wystawie sztuki współczesnej. Stał przed instalacją — drucianą konstrukcją przypominającą sieć pajęczą — i szybko coś zapisywał w notesie. Olga zapytała, co pisze. Zarumienił się, pokazał — notatki o formie, pustce, strukturze. Mówił z pasją, jego oczy płonęły. Zakochała się w jego zdolności dostrzegania głębi tam, gdzie inni widzieli tylko powierzchnię.
Ale teraz ten wzrok często był zimny, obojętny, a czasem pełen niechęci.
— Olga, zawsze tak późno przychodzisz? — głos teściowej brzmiał słodko, ale z wyraźnym jadem.
Olga ledwo powstrzymała westchnienie. Tatiana Michajłowna znów zasiadła w ich salonie, wygodnie w fotelu, jak na tronie. Torebka idealnie dobrana do butów, włosy perfekcyjnie ufarbowane, paznokcie nienaganne. Wydawało się, że zawsze wygląda, jakby szykowała się na spotkanie z królową.
— Zatrzymałam się w pracy — Olga powiesiła płaszcz, zauważając, jak teściowa zmarszczyła nos. — Zamykałam kwartal, dużo raportów.
— Staram się odwiedzać syna, sprawdzać. On jest taki… wrażliwy. Nie każda kobieta potrafi go zrozumieć.
„Zwłaszcza ty”, zawisło w powietrzu niewypowiedziane.
— Jedliśmy kolację u mamy — Aleksey wyszedł z kuchni z szklanką wody. — Przygotowała mój ulubiony befsztyk stroganow. Pamiętasz, jak próbowałaś go zrobić w zeszłym roku?
— Pamiętam — odpowiedziała cicho Olga. — Nie smakowało ci.
— To było niejadalne — zaśmiał się, wymieniając spojrzenie z matką. — Mama nie mogła uwierzyć, że można tak zepsuć proste danie.
— Łosiu, no co ty — Tatiana udawała, że się gniewa. — Olga starała się. Po prostu ma inne… priorytety. Karierę, dom, rachunki. Nie każda ma czas na kulinarne wykwinty.
Jej głos przepełniony był fałszywym współczuciem, które sprawiło, że Olga poczuła mdłości. Teściowa nigdy nie krytykowała jej otwarcie — tylko sugestiami, cienkimi jak igły, ale równie bolesnymi.
— A propos domu — Tatiana ożywiła się. — Pomyślałam, że można by przerobić ten pokój. Zamiast żaluzji, zasłony — ciężkie, aksamitne. I tapetę zmienić. Te są za proste, wiejskie.
— Sama wybrałam te tapety — przypomniała Olga. — I mi się podobają.
— Oczywiście, oczywiście — teściowa wystawiła udawaną, wyrozumiałą uśmiech. — Po prostu pomyślałam o was, o waszej przyszłości. Ten dom… mógłby być bardziej przytulny. Prawda, Łosiu?
— Zdecydowanie — kiwnął głową Aleksey, patrząc na Olgę dziwnym, oceniającym wzrokiem. — Ten dom potrzebuje… zmian.
Ton, w jakim to powiedział, przeszył Olgę dreszczem. W jego oczach na chwilę pojawiło się coś obcego, nieznajomego.
Tego wieczoru nie mogła zasnąć. Aleksey leżał obok niej, ale jej nie dotykał — odwrócony do ściany, mamrotał coś pod nosem. Olga nasłuchiwała i rozróżniła urywki fraz:
— Wkrótce… wszystko będzie… dobrze… nasze… powinno być nasze…
— Łosiu, — ostrożnie dotknęła jego ramienia. — Nie śpisz? Co mówisz?
Nagle odwrócił się — jak nakręcona zabawka. W błękitnym świetle latarni jego twarz wydawała się obca, z martwymi oczami, utkwionymi w jej twarzy.
— Kim ty jeszcze jesteś? — wycedził przez zęby, odsuwając się do ściany. — Dlaczego leżysz w moim łóżku?
— Łosiu, — poczuła chłód, — co się z tobą dzieje?
Mrugnął, jego wzrok rozjaśnił się.
— Nic, — burknął. — Śniło mi się coś. Śpij.
Ale Olga długo leżała bez snu, nasłuchując jego oddechu i czując, jak coś ważnego w jej życiu pęka.
— Chcę rozwodu.
Olga zamarła z filiżanką w ręce. Aleksey patrzył na nią spokojnie, prawie obojętnie, jakby zapowiadał prognozę pogody.
— Co? — zapytała, mając nadzieję, że źle usłyszała.
— Rozwód, — odłożył gazetę. — Nie powinniśmy byli się brać. Jesteśmy zbyt różni. Dusisz mnie.
— Ja… duszę cię? — Olga poczuła, jak coś w jej wnętrzu się kurczy. — Czym?
— Swoją kontrolą. Swoimi oczekiwaniami. Swoimi zasadami w moim domu.
— W moim domu, — poprawiła go.
Coś mignęło w jego oczach — ostre, złe.
— To mój dom, — wysyczał przez zęby. — Mój i mamy.
— Co?
— Nic, — znowu stał się obojętny. — Przeprowadzam się do matki. Potem zdecydujemy co z rzeczami.
Olga patrzyła, jak odchodzi — prosty jak strzała, z wyraźnym rytmem kroków. Ani chwili wahania, ani ostatniego spojrzenia — po prostu człowiek zamykający rozdział książki, którą przeczytał do końca.
W jej wnętrzu rozlewała się dziwna pustka — nie bolesna, a raczej otępiała, jak po zastrzyku z nowokainy. Nie miała ochoty na smutek — tylko zamknąć oczy i zasnąć na tydzień. A gdzieś na skraju świadomości dręczyło ją uczucie, że coś ważnego jej umknęło, że przejechała obok istotnego znaku drogowego.
Teściowa i mąż chcieli zabrać mój dom, już wymienili zamki w drzwiach, ale ja się tak łatwo nie poddałam.
Wieczorem otępienie ustąpiło miejsca palącej wściekłości. Jak on śmiał rościć sobie prawa do jej domu? Domu, za który płaciła przez długie lata jeszcze przed ich poznaniem. Domu, w którym każdy szczegół przechowywał jej pracę: pomalowane ściany, powieszone półki, wkręcone żarówki.
Tydzień później gniew zniknął, zostawiając zimną determinację. Wniosek o rozwód trafił na biurko prawnika, rzeczy Aleksieja były starannie zapakowane i czekały na niego w przedpokoju. Wiadomość pozostała bez odpowiedzi, ale to już nie miało znaczenia.
W piątek wyszła z pracy wcześniej, czując coś w rodzaju przeczucia. Po raz pierwszy od dłuższego czasu miała swoje plany: kieliszek czerwonego wina, aromatyczna kąpiel i film, na który tak i nie udało jej się zdobyć biletu. Proste radości, jak stare zabawki znalezione na strychu — zapomniane, ale wciąż mogące wywołać uśmiech.
Podchodząc do domu, Olga wyjęła klucze i wsadziła je do zamka.
Klucz się nie przekręcał.
Zmarszczyła brwi, próbowała ponownie. Klucz wchodził, ale nie obracał się. Może zamek się zepsuł? A może ktoś próbował włamać się?
Olga zapukała, potem zadzwoniła. Cisza. Wyjęła telefon, zamierzając wezwać ślusarza, kiedy drzwi nagle się otworzyły.
Na progu stał Aleksiej.
— Co ty… — zaczęła.
— Tu już nie ma dla ciebie miejsca, — patrzył na nią zimno, jakby była natrętną obcą osobą.
— Co? — Olga pomyślała, że się przesłyszała.
— To nie twój dom, — powtórzył powoli.
Za jego plecami wychyliła się Tatiana — z triumfalnym uśmiechem, trzymająca filiżankę herbaty, jak gospodyni witająca gości. — To twoja kara za to, że byłaś złym małżonkiem, — powiedziała prawie ciepło. — Idź stąd.
— Macie dokumenty na własność? — policjant wyglądał na zmęczonego, ale uważnego.
Olga drżącymi rękami podała teczkę. Deszcz stukał o daszek klatki schodowej, zamieniając świat w zamazane plamy — dokładnie jak jej życie przez ostatnie dwie godziny.
— Tu wszystko, — głos brzmiał obco. — Umowa sprzedaży na moje nazwisko, wyciągi z kredytu hipotecznego. Kupiłam dom przed ślubem, płaciłam sama.
— Proszę poczekać tutaj, — kiwnął policjant, kierując się w stronę drzwi.
Drzwi otworzył Aleksiej — spokojny, z uprzejmym uśmiechem.
— Dzień dobry, — uścisnął rękę policjantowi. — W czym mogę pomóc?
— Pańska była żona twierdzi, że bezprawnie przejął pan jej mieszkanie.
— Żona? — Aleksiej udawał zdziwienie. — Nie mam żony. Ta kobieta… prześladuje mnie od kilku miesięcy. Ma obsesję.
— Łeśka, co ty… — Olga zrobiła krok do przodu.
— Widzicie? — Aleksiej lekko się cofnął. — Nazywa mnie „Łeśką”, choć prawie się nie znamy. Wynajmowałem u niej pokój pół roku temu, i od tego czasu jest przekonana, że jesteśmy małżeństwem.
— Boże, ona znowu swoje, — Tatiana wyszła z salonu, jak statek na paradzie. W oczach współczucie, ale usta drżały od słabo ukrywanego triumfu.
— My z Łeśką mieszkamy tu już siedem lat! — wyciągnęła z kieszeni sweterka złożone na cztery kartki. — Wszystkie rachunki przechowuję, z przyzwyczajenia. Wiecie, jak to jest z wychowaniem.
— To fałszywka! — Olga rzuciła się w stronę drzwi. — Mogę to udowodnić…
— Widzicie? — Tatiana cofnęła się z przerażonym wyglądem. — Ona jest agresywna. Boimy się o nasze bezpieczeństwo.
— Wezwę patrol do wyjaśnienia okoliczności, — policjant uważnie przestudiował dokumenty Olgi. — A to co? — wskazał na teczkę w rękach Tatiany.
— Świadectwo własności na dom, — dumnie podała papiery.
— Ciekawe, — odpowiedział policjant, porównując dokumenty. — Mamy dwa różne świadectwa na ten sam obiekt. I różne daty wydania.
O coś kliknęło w głosie dzielnicowego – jak naciągnięty kurek. Olga zauważyła szybki wymianę spojrzeń między matką a synem – krótka, ale desperacka.
— Nie macie nic przeciwko, jeśli zajrzę do środka? — dzielnicowy przesunął stopę na nogę. — Tylko dla jasności.
— Widzicie, nie jest to najlepszy moment… — Aleksiej zasłonił wejście, wyciągając rękę.
— Oczywiście, — dzielnicowy uśmiechnął się tylko ustami. — Mogę wezwać patrol. Z ekspertami kryminalistami. Zrobimy pełne przeszukanie, jeśli już o to chodzi.
Olga weszła do własnego domu i zatrzymała się w progu. Salon zamienił się w obce miejsce – jej rzeczy zniknęły, jakby nigdy ich tam nie było.
Na ścianach – nieznane obrazy w ciężkich ramach, na kominku – zdjęcia Aleksieja z matką w antycznych ramach. Nawet kanapa, którą kupiła na kredyt, stała teraz w innym kącie, jakby sama przestrzeń postanowiła wyrzec się swojej byłej właścicielki.
— Proszę, spójrz! — Tatiana wskazała brodą na wnętrze, jak dyrygent na orkiestrę. — Żadnej jej rzeczy. A to dlatego, że nigdy tutaj nie mieszkała!
— Idę po schodach, — dzielnicowy ruszył w stronę schodów.
— Stań! — głos Tatiany przeszedł w pisk. — Bez nakazu przeszukania nie masz prawa!
— Może po nakaz się udać? — policjant uniósł brew. — Przy okazji zaprosimy eksperta, niech sprawdzi wasze papiery. Na autentyczność.
Na górze, w sypialni, Aleksiej nagle się zmienił. Jego twarz wykrzywiła się, chwycił z biurka ciężką świecznik.
— Wynoście się z naszego domu! — ryknął zupełnie innym głosem. — To nasz! Ona go ukradła!
— Łosza, uspokój się! — Tatiana rzuciła się do syna. — Nie teraz!
Ale było już za późno. Dzielnicowy jednym ruchem skręcił Aleksieja, zmuszając go do upuszczenia świecznika. Tatiana wydala przeraźliwy krzyk i rzuciła się na policjanta, ale ten zręcznie się uchylił.
— Wzywam wsparcie, — sięgnął po radiostację. — Kod trzy, możliwy opór z bronią.
Teściowa i mąż chcieli zabrać mój dom, już wymienili zamki w drzwiach, ale ja się tak łatwo nie poddałam.
Wszystko zmieszało się. Po dwudziestu minutach w domu było już czterech policjantów. Jeden z nich odkrył w szafie wszystkie rzeczy Olgi, złożone w workach na śmieci. Inny znalazł w komodzie fałszywe dokumenty – dziesiątki kserokopii, w połowie wypełnionych.
Ale prawdziwym odkryciem było to, co znaleziono na strychu. Tam, w zakurzonym kącie, krył się archiwum Aleksieja – setki zeszytów zapisanych drobnym pismem. Wszystko o Oldze i jej domu. Plany. Schematy. Opętanie.
„Ona nie zasługuje na ten dom. Matka miała rację. Powinien być nasz”. „Plan ‘Wysiedlenie’. Etap 1: izolacja. Etap 2: dyskredytacja. Etap 3: zamiana”. „Ona myśli, że mnie kocha. Słaba. Głupia. Jak mówiła matka”. Olga czytała te słowa, a świat wokół niej rozpadał się w cichym, strasznym upadku.
— Podejrzewamy poważne zaburzenie, — powiedział cicho śledczy, gdy wyprowadzali Aleksieja i Tatianę w kajdankach. — Z zapisów wynika, że planowali to od lat. W zasadzie, twój mąż poślubił cię z powodu domu. Na podszept matki.
Olga skinęła głową, nie czując nic oprócz ogłuszającej pustki. Patrzyła, jak Aleksieja wsadzają do policyjnego samochodu.
Jego twarz była wykrzywiona – nie strachem, nie złością, ale dziecinną, niezrozumiałą obrażeniem. Ich oczy spotkały się przez szybę radiowozu, a twarz Aleksieja nagle rozjaśniła się.
Uśmiech – ten sam, z dołeczkiem w lewej policzku, od którego kiedyś uginały się kolana – wypłynął na jego twarzy, jak słońce zza burzowej chmury. Usta zadrżały, wymawiając wyraźnie bez dźwięku:
— To nie koniec, słyszysz? Jeszcze wrócimy.
Trzaśnięcie drzwiami samochodowymi zabrzmiało jak strzał.
Tej nocy Olga nie została w domu. Nie mogła. Wzięła najpotrzebniejsze rzeczy i pojechała do hotelu, po raz pierwszy bojąc się ścian, które kiedyś uważała za swoją twierdzę.
— Paranoidalne zaburzenie, — psychiatra zamyślony kręcił długopisem między palcami. — Indukowany obłęd. Mówiąc prościej, syn przejął chorobę matki i ją wzmocnił.
Minęły trzy miesiące od dnia, w którym świat Olgi runął. Trzy miesiące rozpraw sądowych, ekspertyz, zeznań. Teraz siedziała w gabinecie głównego lekarza psychiatrycznego, do którego sąd umieścił Aleksieja i Tatianę.
— Ale jak… — Olga ścisnęła teczkę z dokumentami. — Jak mogłam tego nie zauważyć?
— Mistrzowsko ukrywali objawy, — lekarz spojrzał ponad okularami. — Choroba rozwijała się latami. Szczególnie u Tatiany. Wszczepiała synowi przekonanie, że wasz dom należy się im z prawa. Że to ‘sprawiedliwość historyczna’. A on, ze swoją kruchą psychiką, uwierzył.
— Więc całe nasze poznanie… jego zainteresowanie mną…
— Było częścią planu, — potwierdził lekarz. — Ale nie myśl, że działali całkowicie świadomie. Ich rzeczywistość była zniekształcona. Dla nich to nie był przekręt, a… przywrócenie sprawiedliwości.
Olga skinęła głową, czując dziwne zdrętwienie w środku. Okazuje się, że sześć lat jej życia było tylko dekoracją w cudzym szalonym spektaklu.
— Czy mogę ich zobaczyć? — zapytała cicho.
— Po co? — lekarz zmarszczył brwi. — Żeby się zranić jeszcze bardziej?
— Żeby zamknąć tę drzwi, — spojrzała mu w oczy. — Na zawsze.
Tatiana siedziała przy oknie, starannie uczesana, z nienagannym manicurem. Widząc Olgę, uśmiechnęła się – tym samym fałszywym uśmiechem co wcześniej.
— Przyszłaś prosić o przebaczenie? — zapytała uprzejmym tonem. — Z Łoszą wiemy, że zrozumiałaś swój błąd.
— Jaki błąd? — Olga usiadła naprzeciw.
— Ukrałaś nasz dom, — Tatiana pochyliła się, obniżając głos do tajemniczego szeptu. — Ale nie martw się. Wszystko naprawimy, gdy stąd wyjdziemy. Znalazłyśmy sposób.
Olga patrzyła w oczy kobiety, która zrujnowała jej życie, i nie widziała tam ani skruchy, ani zrozumienia, ani nawet uświadomienia rzeczywistości. Tylko ten sam zimny kalkul, ta sama pewność w swojej racji.
— Nie wyjdziecie, — powiedziała Olga cicho. — Nigdy.
Z dawnego Aleksieja pozostała tylko cień. Kości wyostrzyły się, policzki zapadły, a niegdyś wspaniałe włosy, z których był dumny, teraz przypominały pęk suchych traw.
Ale oczy… w nich wciąż ta sama iskra – migocząca, prawie hipnotyczna – która kiedyś oczarowała ją na tamtej feralnej wystawie.
— W końcu, — kąciki jego ust drgnęły w podobieństwie do wcześniejszego uśmiechu. — Liczyłem dni. Wiedziałem, że nie wytrzymasz.
Olga usiadła na krawędzi krzesła, utrzymując dystans.
— Dlaczego to zrobiłeś?
— Co dokładnie? — wyglądał szczerze zdezorientowany.
— Poślubiłeś mnie z powodu domu. Sześć lat udawałeś.
— Nie, — potrząsnął głową. — Nie rozumiesz. Dom zawsze był nasz. Mój. Mamy. Ty go zabrałaś. Ja po prostu oddałem go prawowitym właścicielom.
— Aleksiej, — pochyliła się do przodu, — dom nigdy do was nie należał. Kupiłam go przed naszym spotkaniem. Nawet nie mieliście do niego dokumentów.
— Dokumenty to tylko papiery, — machnął ręką. — A prawda to to, co czujesz. A ty nigdy nie byłaś moją żoną. Ty tylko zajmowałaś moje miejsce. A my teraz wszystko naprawimy.
W końcu, Olga nie powiedziała już ani słowa.
Tylko patrzyła na niego przez chwilę, wiedząc, że nigdy nie wróci do tego, co było. I to była jej jedyna ulga.
Teściowa i mąż chcieli zabrać mój dom, już wymienili zamki w drzwiach, ale ja się tak łatwo nie poddałam.
Teściowa i mąż chcieli zabrać mój dom, już wymienili zamki w drzwiach, ale ja się tak łatwo nie poddałam.
— Utknęłaś w przeszłości, Olya. Musisz iść dalej — Aleksey wypił łyk kawy, nie odrywając wzroku od ekranu laptopa.
— Po prostu zapytałam, czy pójdziemy dziś do kina — Olga patrzyła na męża, próbując zrozumieć, kiedy między nimi pojawiła się ta niewidzialna bariera.
Poranne promienie słońca malowały kuchnię w złociste odcienie — małą, ale przytulną, z terakotową płytką i ręcznie robionymi półkami na przyprawy. Sześć lat temu Olga sama malowała te ściany, wybierając odcień, który przypominał jej o marzeniach o włoskich wakacjach. Farba była kupiona jeszcze przed spotkaniem z Aleksejem, podobnie jak sam dom — skromny, ale własny, kupiony za pieniądze ze sprzedaży mieszkania babci i jej osobiste oszczędności.
— Obiecał jej, że zajrzy — Aleksey zamknął laptop. — Przygotowała kolację. No i praca…
— Jaka praca? — Olga zmarszczyła brwi. — Mówisz o jakimś projekcie od miesiąca, ale nie widziałam, żebyś coś robił.
— Nic nie rozumiesz — zmarszczył brwi, jakby go coś bolało. — Potrzebuję przestrzeni. Twórczość nie znosi presji.
Olga westchnęła. Ostatnio każda rozmowa kończyła się tak samo — jego zirytowanym „nie rozumiesz”. Kiedyś fraza „on jest twórczą osobą” tłumaczyła wszystko: jego zamyślenie, dziwactwa, nawyki.
Teraz jednak coś się zmieniło. Leżał godzinami, wpatrując się w sufit, albo mamrotał coś, zostając sam. Czasami znajdowała dziwne zapiski — niespójne, jakby napisane przez innego człowieka.
— Może odpoczniesz? — delikatnie zaproponowała Olga. — Spędzimy czas razem… Bez projektów.
— Po co? — nagle wstał, prawie przewracając filiżankę. — Żebyś kontrolowała każdy mój krok? Narzucała swoje zasady? Dusila mnie?
— Aleksey, to nie…
— Zostaw mnie! — wybiegł z kuchni, trzaskając drzwiami tak, że szyby zadrżały.
Olga powoli opadła na krzesło. W głowie krążyły urwane myśli. Kiedy wszystko zaczęło się sypać? Kiedy jego milczenie zmieniło się w obojętność? Kiedy jego marzycielskość stała się obsesją?
Pamiętała ich pierwsze spotkanie — na wystawie sztuki współczesnej. Stał przed instalacją — drucianą konstrukcją przypominającą sieć pajęczą — i szybko coś zapisywał w notesie. Olga zapytała, co pisze. Zarumienił się, pokazał — notatki o formie, pustce, strukturze. Mówił z pasją, jego oczy płonęły. Zakochała się w jego zdolności dostrzegania głębi tam, gdzie inni widzieli tylko powierzchnię.
Ale teraz ten wzrok często był zimny, obojętny, a czasem pełen niechęci.
— Olga, zawsze tak późno przychodzisz? — głos teściowej brzmiał słodko, ale z wyraźnym jadem.
Olga ledwo powstrzymała westchnienie. Tatiana Michajłowna znów zasiadła w ich salonie, wygodnie w fotelu, jak na tronie. Torebka idealnie dobrana do butów, włosy perfekcyjnie ufarbowane, paznokcie nienaganne. Wydawało się, że zawsze wygląda, jakby szykowała się na spotkanie z królową.
— Zatrzymałam się w pracy — Olga powiesiła płaszcz, zauważając, jak teściowa zmarszczyła nos. — Zamykałam kwartal, dużo raportów.
— Staram się odwiedzać syna, sprawdzać. On jest taki… wrażliwy. Nie każda kobieta potrafi go zrozumieć.


