Elisa płakała cicho, tuląc swoje dziecko w ramionach. Była taka maleńka, krucha, a jednak… żywa. Ciepła. Prawdziwa. Cząstka niej. Choć jedna rączka była niedorozwinięta, a uszko zaledwie zaznaczone, w oczach Elisy była doskonała.
— Kochanie… poradzimy sobie, dobrze? — szeptała, całując ją w czoło.
Gdy Daniel wyszedł, trzaskając drzwiami i wyzywając ich córeczkę od „potworów”, Elisa została sama — z najtrudniejszym wyborem swojego życia.
I wybrała.
Została z córką.
Wypełniła wszystkie dokumenty w szpitalu samodzielnie. Zadzwoniła do dawnej przyjaciółki, Iriny, która nie raz jej pomagała, i opowiedziała wszystko. Irina przyjechała natychmiast, zapłaciła za taksówkę i pojechały razem do kawalerki, w której Elisa zamieszkała po rozwodzie. Nie miały prawie nic — tylko stare łóżeczko, kilka używanych ubranek i ogromne serce gotowe do walki.
Pierwsze miesiące były bardzo trudne. Kolki, bezsenne noce, operacje i niekończące się wizyty u lekarzy. Elisa regularnie brała urlopy z pracy w sekretariacie, a choć zarabiała niewiele — nigdy nie brakowało pieluch, mleka czy lekarstw. Jej córeczka, której dała na imię Zosia, rosła pogodna, z dużymi, czujnymi oczami, mimo niedorozwiniętej rączki i aparatu słuchowego na uchu.
Gdy Zosia skończyła dwa lata, zaczęły się terapie. Codziennie chodziły na rehabilitację i do logopedy. Było ciężko, ale każda mała poprawa była jak zwycięstwo. Pierwsze słowo, wypowiedziane z trudem i łamiącym się głosikiem, brzmiało:
— Ma-ma.
Elisa znów płakała. Tym razem ze szczęścia.
Mijały lata. Zosia okazała się dzieckiem inteligentnym, empatycznym i… utalentowanym. Mimo fizycznych ograniczeń uwielbiała malować. Trzymała pędzel w sprawnej ręce i tworzyła rysunki, które wzruszały nauczycieli. W wieku pięciu lat wygrała swój pierwszy konkurs plastyczny.
W tym czasie Daniel nie dał znaku życia. Nie dzwonił, nie interesował się losem dziecka. Elisa przestała mieć nadzieję. Zosia wiedziała, że tata odszedł, i czasem pytała „dlaczego”. Elisa odpowiadała:
— Bo niektórzy ludzie boją się rzeczy pięknych, które wymagają cierpliwości. Ale ty nie potrzebujesz go. Masz mamę.
I nagle, gdy Elisa przestała już na cokolwiek liczyć, spotkała znowu Sebastiana.
Siedział w poczekalni w klinice laryngologicznej, gdzie Zosia co miesiąc chodziła na kontrolę słuchu. Miał książkę w ręku. Rozpoznał ją od razu.
— Elisa?
Odwróciła się i zamarła. Nie widziała go od prawie dwóch lat.
— Sebastian… Co za niespodzianka…
Zamienili kilka słów. Sebastian spojrzał na dziewczynkę stojącą obok niej — z dwoma kucykami i różowym aparatem słuchowym.
— To twoja córeczka?
— Tak. Ma na imię Zosia.
Sebastian się uśmiechnął.
— Jest śliczna. Podobna do ciebie.
— Dziękuję.
Spotkali się znowu. I znowu. W końcu zaprosił ją na spacer. Rozmawiali długo, spokojnie, bez napięcia z przeszłości. Elisa opowiedziała mu wszystko — o Danielu, o decyzji, o walce o każdy postęp Zosi. Jej głos drżał, ale nie prosiła o litość. Pragnęła tylko szczerości.
Sebastian długo milczał. Potem powiedział:
— Bałem się znów kochać. Ale jeśli mam pokochać, to chcę kobietę taką jak ty.
Zosia początkowo była ostrożna wobec Sebastiana. Patrzyła na niego uważnie, ale nie otwierała się od razu. On się nie spieszył. Przynosił jej baloniki, książeczki, opowiadał bajki, uczył zabaw. Mówił do niej jak do dorosłej — nie jak do „specjalnego dziecka”. I Zosia to poczuła.
W wieku siedmiu lat dziewczynka, którą kiedyś uznano za „niewydolną”, sama chodziła do szkoły, pływała z jedną ręką i miała swoją pierwszą mini-wystawę rysunków w miejskiej bibliotece.
A pewnego ranka, przed wyjściem do szkoły, przytuliła Sebastiana i zapytała:
— Mogę mówić do ciebie „tato”?
Sebastian nie odpowiedział od razu. Uklęknął i objął ją najmocniej, jak potrafił.
— Tak, Zosiu. Możesz.
Kilka miesięcy później, w ogrodzie domu, w którym teraz mieszkali we troje, Elisa w prostej, białej sukni powiedziała „tak” mężczyźnie, który jej nie „uratował” — ale przyjął ją całą, taką jaka była.
A Zosia, z małym bukiecikiem w dłoniach i błyszczącymi oczami, zawołała:
— Mamo, jesteś najpiękniejsza na świecie!
I tak zaczął się ich nowy rozdział. Życie, w którym każda niedoskonałość została zamieniona w światło. Życie, w którym miłość, cierpliwość i odwaga zwyciężyły.
Bo szczęśliwe zakończenia nie zawsze się zdarzają. Czasem trzeba je wybrać.


